Porażka z Wisłą Sandomierz

TRAFIONY, ZATOPIONY – WISŁOKA BEZ ARGUMENTÓW W STARCIU Z WISŁĄ.

Wisłoka Dębica przegrała przed własną publicznością z Wisłą Sandomierz 0:2 (0:0) w meczu 2. kolejki III ligi (gr. IV). Bramki dla drużyny z województwa świętokrzyskiego zdobyli Tomasz Wojcinowicz oraz Bartosz Klockowski. „Biało-zieloni” kończyli mecz w „9”, bowiem czerwone kartki otrzymali Dariusz Partyka i Paweł Remut.

W jaki sposób najkrócej, bez wchodzenia w szczegóły, opisać sobotni mecz w wykonaniu dębickiej Wisłoki? Niemoc, bezradność, apatyczność, bezzębność, brak pomysłu. Niestety, ale wczoraj byliśmy świadkami najsłabszych 90 minut „Biało-zielonych” od powrotu do III ligi. Naszym piłkarzom, mimo dobrych chęci i podjęcia prób odwrócenia losu tej konfrontacji, nie wychodziło za wiele. Pytając trenera Dariusza Kantora o przyczynę porażki oraz co tym razem „nie zagrało” – szkoleniowiec Wisłoki przyznał szczerze, że „wszystko”. Podobnego zdania był jego asystent, Wacław Maciosek, który dodał, iż zawodnicy mieli słabszy dzień i nie wywiązali się z założeń taktycznych.

Już sam początek spotkania sugerował, a intuicja podpowiadała, że z Wisłą nie będzie łatwo. Piłkarzom Wisłoki ciężko było narzucić rywalom swój styl gry i zdominować gości w ataku pozycyjnym, co czynili zwykle w poprzednich pojedynkach. Proszę zwrócić uwagę na liczbę piłek wybijanych z „piątki” przez Kamila Dybskiego. W normalnych warunkach i przy pełnej dyspozycji, podopieczni Dariusza Kantora stosowaliby ten wariant jako ostateczność, natomiast przy świetnym przygotowaniu motorycznym Wiślaków i wysokim pressingu z wykorzystaniem 3 graczy, rzeczywistość wyglądała inaczej. Możemy tylko gdybać co dałaby obecność w składzie Huberta Króla (sprawy osobiste) cechującego się lepszym wyprowadzeniem oraz Krzysztofa Wrzoska (zagranica) jako alternatywy do rozegrania i pomocy dla Damiana Łanuchy. Sztab szkoleniowy miał ograniczone pole manewru, gdyż dodatkowo po kontuzji do treningów wrócili Patryk Zygmunt, Paweł Remut i Bartłomiej Makowski. Długi rozbrat z meczami o stawkę mógł budzić niepewność – zarówno pod względem czucia piłki jak i wytrzymałości. Wystawienie któregokolwiek z wymienionych zawodników w wyjściowej „11” wiązało się z dużym ryzykiem. Pierwsze 45 minut meczu nie było najlepszą reklamą dla rozgrywek 3. ligi (gr. IV). Odczuli to z pewnością kibice, którzy mimo ograniczeń spowodowanych pandemią COVID-19, zjawili się tłumnie na Park Arena. Pojedynek Wisłoki z Wisłą obserwowało z wysokości trybun ponad 700 widzów. Szkoda jedynie, że zamiast pięknych akcji i spektakularnych goli, byli świadkami topornej gry w środku polu, bez klarownych sytuacji strzeleckich. Prawdziwi kibice Wisłoki nie tracili nadziei, wypatrując szansy na poprawę jakości po zmianie stron i atakowaniu „na zegar”…

Przerwa nie podziałała jednak zbawiennie na podopiecznych Dariusza Kantora, których przed utratą gola w 47. minucie uchroniła tylko kapitalna interwencja Kamila Dybskiego (w końcówce spotkania powtórzył swój wyczyn). Golkiper gospodarzy w efektownym stylu wybronił mocny strzał z bliska Krzysztofa Zwiślaka. Było to pierwsze ostrzeżenie dla Wisłoki wysłane przez solidnie prezentującą się ekipę z Sandomierza. Co ciekawe, mimo słabszej dyspozycji, to dębiczanie mogli po chwili wyjść na prowadzenie. Piłkę na prawej flance dostał Dawid Sojda, doskonale poradził sobie w dryblingu z dwoma obrońcami, ale zamiast podawać wzdłuż bramki w ostatniej fazie akcji, oddał niecelny strzał. To najlepsza wykreowana przez „Biało-zielonych” okazja w tym meczu, która powinna zakończyć się golem. Jak mawia staropolskie powiedzenie – „Niewykorzystane sytuacje lubią się zemścić”. No i zemściły się. 5 minut później rywale prostymi środkami wykonali rzut wolny, a skaczący wysoko w polu karnym Tomasz Wojcinowicz umieścił piłkę w siatce bezradnego bramkarza Wisłoki. Gdyby tego wszystkiego było mało, w niedalekim odstępie czasu podopieczni Rafała Wójcika wyprowadzili szybką kontrę, którą faulem taktycznym musiał przerwać Dariusz Partyka. Szczęście w nieszczęściu, że uczynił to tuż przed polem karnym, ale niestety ze względu na pozbawienie napastnika gości realnej szansy zdobycia gola, sędzia Patryk Świerczek wyciągnął z kieszeni asa kier i Wisłoka przez ponad pół godziny była zmuszona grać w osłabieniu. Ten incydent obudził na chwilę gospodarzy, którzy w „dziesiątkę” zaczęli stwarzać większe zagrożenie pod polem karnym Wisły niż w komplecie. Pozytywne wejścia zanotowali zmiennicy. Świetnie zarówno w ofensywie jak i destrukcji spisywał się Patryk Zygmunt, kombinacji na skrzydle szukał Sebastian Pawlak, a na przebojowe wejścia decydował się Łukasz Siedlik. Niestety zupełnie pod grą w tym meczu był Damian Łanucha, a jeśli kapitanowi nie idzie, to i zespół traci wiele. Prawdopodobnie przy normalnej dyspozycji „Łanek” zamieniłby chociaż jedno wykonane z okolic 18. metra uderzenie na bramkę, no ale to już typowa gdybologia.
Wisłoka starała się wcisnąć gola na 1:1, lecz sztuki tej dokonali goście. Wprowadzony na plac Bartosz Klockowski w pierwszym kontakcie z piłką popędził w kierunku „16” gospodarzy i spokojnym strzałem podwyższył na 2:0, ustalając tym samym wynik meczu. Na domiar złego po chwili drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę obejrzał Paweł Remut. Dębiczanie kończyli zawody w „dziewiątkę” a na ich twarzach rysowała się totalna bezradność. Godnym pochwały zachowaniem wykazali się kibice, którzy mimo niepowodzenia drużyny, odśpiewali chóralnie „Czy wygrywasz, czy nie – ja i tak kocham Cię”.

Do Dębicy przyjechała drużyna budowana z pomysłem, ale i zdecydowanie większymi możliwościami finansowo-organizacyjnymi. Prawdziwy obserwator futbolu na tym poziomie rozgrywkowym, starający się dotrzeć do szerszego spektrum informacji niż komentarze na Podkarpacielive.pl, od razu zauważy różnicę. A ta widoczna jest choćby w sposobie pozyskiwania jakościowych młodzieżowców. O ile w poprzednim okienku transferowym Wisłoce udało się poczynić świetne kroki w tym aspekcie, o tyle covidowska rzeczywistość mocno utrudniła zadanie przed startem nowego sezonu. W dodatku dwóch testowanych przez nas zawodników zostało w ostatniej chwili wyrwanych wręcz przez inne kluby, które jak nietrudno się domyślić, przebiły na luzie ofertę finansową Wisłoki. Realia są następujące – większość trzecioligowych ekip stać na ściągnięcie młodzieżowców z różnych zakątków Polski. A jeśli za przykłady bijące w tym temacie Wisłokę mogą posłużyć takie drużyny jak KS Wiązownica czy Sokół Sieniawa, to na usta ciśnie się słynne – „Z czym do ludzi”? Ograniczony budżet, słaba infrastruktura sportowa, rozwalona kilka lat temu szkółka – to wszystko nie sprzyja rozwojowi, a jedynie hamuje nas przed dalszym działaniem. Na szczęście wierni kibice są z Wisłoką i wspierają ją w tych trudnych chwilach. DZIĘKUJEMY!

Do słynącej z gościnności Wiązownicy jedziemy bez Darka Partyki, a zważywszy, na liczbę młodzieżowców w kadrze oraz wtorkowe mecze juniorów, sytuacja dla sztabu szkoleniowego jest nie do pozazdroszczenia. Oczywiście już nie z takich tarapatów wychodziła Wisłoka, dlatego wierzymy, że nasi piłkarze podniosą się i powalczą na trudnym terenie u punkty.

🏟️WISŁOKA DĘBICA – Wisła Sandomierz 0:2 (0:0)
⚽0:1 Wojcinowicz 55′
⚽0:2 Klockowski 89′

📒 Żółte kartki: Remut, Łanucha – Matuszewski, Kmiotek, Tyl, Bełczowski, Siedlecki
♦️Czerwone kartki: Partyka 61′ (faul taktyczny), Remut 89′ (dwie żółte).

👕WISŁOKA: Dybski – Partyka, Cabała, Pelc (54′ Remut) – Rębisz, Prokop, Łanucha, Fedan (64′ Pawlak), Kogut (63′ Zygmunt) – Lubera (54′ Palonek), Sojda (64′ Siedlik).